czwartek, 29 września 2011

Spacer na bazar, dolmusz i manty

Jak obiecałam dziś będzie o spacerze na bazar. Był to mały osiedlowy bazar, na którym można kupić zarówno owoce i warzywa jak i ubrania, przedmioty do domu oraz wszystko czego dusza zapragnie. Próbowałam też zrozumieć zasady ruchu drogowego, bo ciagle jestem pod ich wrażeniem. Wniosek nasunął mi się jeden. Dolmusz ma zawsze rację.
Dolmusz to taki niewielki osobowy busik, który działa na podobnej zasadzie jak nasza komunikacja miejsca. Ale jest jedna niewielka różnica. Dolmusz zatrzymuje się gdzie chce a właściwie gdzie chcą jedo pasażerowie. Nieważne czy jest to zakręt, lewy pas kilkupasmowej jezdni czy środek ronda. Próbowałam zrobić zdjęcia dolmuszy jak zatrzymują się w wąskich jednokierunkowych uliczkach blokując całkowicie ruch, ale chyba mi sie nie udało.
Na zdjęciach widać za to jak gęsto poustawiane są budynki. Uliczki w tym  miejscu były bardzo wąskie. Chyba dlatego tureccy kierowcy potrafią minąć się w odstepie kilku centumetrow. Dla mnie strach zaglądał w oczy jak rozpędzony samochód przejechał obok mnie i aż czułam "oddech" jego lusterka bocznego.






Przed nami bazar. Taki widok nie trafia się często. Wyrastająca tuż za bazarem góra robi niesamowite wrażenie. Niestety zdjęcie nie jest w stanie pokazać właściwej perspektywy.

A na bazarze... mydło i powidło. Niestety nie zdążyłyśmy zajść na część warzywną, żeby posłuchać sprzedawców zapraszających do zakupu. Za to w części odzieżowej też wcale nam się nie nudziło. Najzabawniejszy wydał mi sie widok stoiska ze skarpetkami. Jak suszące się makarony zwisały i powiewały :)
Wracając do domu zaszłyśmy na manty. To była taka minirestauracja a raczej bar mleczny gdzie można było za niewielkie pieniądze zjeść domowe jedzenie. My zamówiłyśmy sarme, manty, których przygotowanie można było zobaczyć, ciğbörek (czyli czybureki, ku mojemu zaskoczeniu bardzo podobne do tych, które sama kiedyś przygotowałam),  içli köfte, czyli coś w rodzaju pierożka z kaszy bulgur z farszem mięsnym. Jeśli sarma i ciğbörek były smaczne, içli köfte był nową ciekawą potrawą to manty były REWELACYJNE! W życiu nie jadłam takich smacznych. Niestety nie mam ich na zdjęciach bo bateria w aparacie wyczerpała się, ale zrobiłam zdjęcia telefonem, więc jeśli nie pójdziemy tam drugi raz to po powrocie do Polski wstawie specjalny post o mantach.


 

5 komentarzy:

  1. Ale śliczna ta Aylinka,a co to za jedzonko robia te panie w bieli?Pozdrawiam Noneczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Jadłaś manty? Ryby manty, diabła morskiego? Naprawdę, to ja można jeść - to ją się zabija...???

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam ogromną słabość do manti, mogłabym je jeść każdego dnia. Na moim blogu można zobaczyć mozolny proces lepienia tych mini pierożków i danie główne. każdemu kto odwiedza Turcje polecam to danie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Noneczka, panie lepią manty. Jeśli u da nam sie pójść tam jeszcze raz to dokładniej to rzedstawie bo padła mi bateria w aparacie i mam tylko to jedno zdjęcie z mantami.
    Ewelajna - manty to takie miniaturowe pierożki :) ich sie nie zabija tylko zawija :)
    dawny basik- pozwolę sobie obejrzeć twoje manty i jak będę je robić to mi sie pewnie przyda twoja lekcja

    OdpowiedzUsuń
  5. Izo, niestety nie ja lepię manti ale młoda Turczynka. Mam nadzieję, że w końcu się zmobilizuję i swoje też ulepię. Pozdrawiam kolejną miłośniczką Turcji i kuchni tureckiej :)

    OdpowiedzUsuń